Gdybyście przegapili początek to zapraszamy tutaj – klik
Pierwszy raz białe domki zobaczyliśmy kilka lat temu na Santorini i od tamtego czasu marzy nam się powrót, więc na Lanzarote mania białych domków i miasteczek ożyła na nowo.
Łączony bilet kupiony w Parku Timanfaya pozwolił nam na odwiedzenie jeszcze kilku miejsc.
Tak więc weszliśmy nawet i do wnętrza wulkanu.
Znaleźliśmy kolejne miejsce na ziemi. Jameos del Aqua jest trochę jak mityczny raj.
Zasiedzieliśmy się tam pół dnia. Nie mogliśmy się zmusić do tego żeby wyjść.
Wiecie co nas zmusiło do opuszczenia tego miejsca?
Tak tak wiecie trafiliście w dziesiątkę – głód 😛
Eh te nasze ciągle głodne żołądki.
Za 10 min byliśmy w porcie a po kolejnych 5 już czekaliśmy na nasze porcje ryb.
A potem do wnętrza wulkanu.
Na początku myśleliśmy, że to będzie najsłabszy element całego programu w ramach biletowej promocji, ale okazało się, że eksploracja była niesamowitą przygodą.
Podobnie kaktusowy ogród.
Dziesiątki odmian każda inna.
Nawet nie wiedzieliśmy, że jest tyle różnych form i odmian kaktusa.
Zgodnie z zasadą zgubisz się znajdziesz najciekawsze miejsca, zgubiliśmy się. Wydawało się, że jedziemy w lewo a pojechaliśmy w prawo.
Ale nic straconego.
Była okazja do zobaczenia jak rośnie lokalna winorośl na wulkanicznej ziemi.
Szkoda że pora jeszcze wczesna i sadzonki pięknie kamuflowały się z ziemią. Największą zaletą zgubienia się była okazja do wejścia do wnętrza wulkanu. Atrakcja, której nie ma nawet na mapach.
A wokół same wulkany, i jeszcze więcej wulkanów i jeszcze więcej białych miasteczek.
I odrobina naszej okolicy. Costa Tequise i nasz hotel, którego hmmm no nie polecamy 😉